Nie, nie, to nie będą filmy pokroju słynnego „The room”, które są tak fatalne, że aż dobre. To raczej obrazy, które nie wiadomo dlaczego naprawdę okazały się niezłe, choć na takie początkowo się nie zapowiadały.
Poznaj 3 filmy na wieczór!
Zakochana złośnica (1999)
Kocham Szekspira. Chodziłam na wykłady o jego twórczości, oglądałam ekranizacje jego dramatów, a nawet w szkole wzięłam udział w przedstawieniu „Poskromienie złośnicy”. Oczywiście jako podrzędny charakter. „Zakochana złośnica” to jej współczesna interpretacja. Mamy tu boskie lata 90. z jedynym swego rodzaju klimatem i nieodżałowanym Heathem Ledgerem w roli Patricka Verony. Nie było chyba piękniej uśmiechającego się człowieka stąpającego po Ziemi. Tylko James Franco mógłby z nim konkurować.
Katarina, główna bohaterka grana przez Julię Stiles, to prawdziwa zołza. Dopóki z własnej nieprzymuszonej woli nie zacznie chodzić na randki, jej młodsza siostra Bianca też musi siedzieć w domu i płakać w poduszkę. Tak bowiem ustalił ich ojciec. Jako ginekolog odbiera porody nastolatek, stąd ma obsesję na temat przedwczesnych ciąż i zrobi wiele, by jego córki trzymały się z dala od mężczyzn.
Aby więc chłopaki mogli bezkarnie podrywać popularną Biancę, muszą najpierw znaleźć faceta Kat. No i tu przydaje się taki sam antyspołeczny typ jak ona – Patrick, który zrobi to dla pieniędzy. Tak się zawiązuje intryga napędzająca akcję.
Plusy filmu? Ciekawe charaktery: poza ojcem to także pani pedagog bardziej skupiona na pisaniu harlekina niż problemach uczniów. No i oczywiście główni bohaterowie: wredna Julia Stiles, która świetnie tańczy, i czarujący Heath Ledger, który rewelacyjnie śpiewa. Scena, gdy ją przeprasza, wyśpiewując klasyk Andy’ego Williamsa, to jedna z lepszych w romkomach.
Obczaj?
Mam słabość do filmów o high schoolach. Może dlatego, że zawierają te sytuacje, które znamy z własnego życia. Też kiedyś się porzygałam jak Kat i dziwiłam się, czemu facet nie chce mnie potem pocałować. Haha.
PRZECZYTAJ TAKŻE: 3 filmy o nastolatkach nie tylko dla nastolatków
Kontrowersyjna propozycja (2006)
Ten film po raz pierwszy obejrzałam chyba jeszcze na Hallmarku. Wygląda na jedną z tych tańszych produkcji, ale ma dobre teksty i porusza aktualne problemy. Główna bohaterka (notabene grana przez byłą gwiazdę porno – Traci Lords) nie wierzy w miłość, bo większość mężczyzn zdradza, a reszta się po prostu do tego nie przyznaje. (Mój były crush w pełni podziela to zdanie). Dlatego wpada na pomysł, żeby ominąć mężczyznę i jedyną miłość, jaką sobie zafunduje w życiu, to tę… matczyną.
Jej imię – Max – jest nieprzypadkowo męskie, bo to ona chodzi w spodniach. Kobieta wie, czego chce. Ma bardzo ekspresyjną twarz i moc w gębie. Podczas rozmowy z siostrą, która utyskuje, że nie może mieć dzieci, ta proponuje jej, by rozważyła adopcję. „Wiesz, niech już tak zostanie, tak dla mojego męża jest lepiej”. „A może by ci było lepiej bez niego?” – pyta w swoim zwyczaju Max.
Ona bowiem chce mieć dziecko, niezależnie, jakie środki ją do tego doprowadzą. Jako wybitna redaktorka na dawcę nasienia wybiera więc utalentowanego, ale niepublikowanego pisarza. Następnie proponuje mu deal: pomoc w karierze za jego spermę. Facet czuje się jak dziwka. Jego matka, skądinąd cwana bestia, oznajmia mu, że to przecież najpiękniejszy komplement dla jego pisarstwa. „Tak dobrze piszesz w jej przekonaniu, że chce mieć z tobą dziecko” – mówi.
Potem już tylko zostaje oglądać sceny, jak w dniu owulacji główna bohaterka nakrywa pisarza pod prysznicem z inną, oznajmiając: „Ej, marnujesz moją spermę!”. Jak to się dalej kończy? Jak na romkom przystało typowo. Choć para bohaterów żyje w literackim świecie, to ich relację najlepiej oddają słowa R. M. Emersona: „Twoje czyny przemawiają tak głośno, że nie słyszę twoich słów”. Uwielbiam je tak bardzo, że uczyniłam je mottem mojej magisterki. A wszystko to zaczęło się od tego mało znanego filmu…
JEŚLI PODOBA CI SIĘ WPIS, PODZIEL SIĘ NIM ZE ZNAJOMYMI
Złów i wypuść (2006)
Kocham filmy, które zaczynają się od pogrzebów, bo to już zapowiada, że będzie nietypowo. „Złów i wypuść” startuje właśnie w ten sposób. Choć trzeba przyznać, że dość wolno się rozkręca, przez pierwsze 2-3 kwadranse film się dłuży, ale potem akcja wystrzeliwuje jak petarda.
O co w tym chodzi? Narzeczony Gray, granej przez piękną Jennifer Garner, ginie podczas wyprawy na ryby. (Brzmi lamersko, co? Zginąć podczas łowienia…) Tej nie stać na samotne utrzymanie domu, w którym mieszkali, poza tym jest na prochach, potrzebuje wsparcia. Zatem po pogrzebie zamieszkują z nią trzej kumple jej niedoszłego męża. Kobieta poznaje lepiej nie tylko ich, ale i sekrety, jakie chciał ze sobą zabrać do grobu jej facet. Niedoczekanie.
Oczywiście wychodzi na jaw, że ukrywał miliony na koncie, a także że miał dziecko z inną – kobietą, która jest zaprzeczeniem idealnej Gray.
A potem mamy już wspólne gotowanie z gorącą laską, z którą ją zdradzał + romans z jego przyjacielem – ot, taki obrazek z życia. Lubię takie filmy, bo pokazują, że życia się nie planuje, że rzeczy nam się przydarzają, i tylko jeśli je przyjmiemy z pełną akceptacją, to wygramy. (Buddyzm mówi co nieco na ten temat).
„-Przepraszam, że zepsułem ci stypę. -Tak, gdyby nie ty, świetnie bym się bawiła” – to jeden z moich ulubionych tekstów z tej pozycji.
Filmy na wieczór – szukasz więcej propozycji? A może lubisz te z pogrzebami w tle? 😉 Poza klasycznymi „Czterema weselami i pogrzebem” polecam rewelacyjny również brytyjski tytuł „Zgon na pogrzebie”, a także lepszy i słabszy momentami, ale finalnie wart uwagi obraz „Powiedzmy sobie wszystko”. Tak jak w przypadku „Złów i wypuść” mamy tu bohaterów w pełni dalekich od szablonowych konserwatywnych wzorców tego, jak należy żyć – słowem: życiowe tematy, lubię to!
Ten wpis uświetnił obrazek, który zawdzięczam: People vector created by vectorpocket – www.freepik.com
Za miesiąc tekst o bezrefleksyjnym przemyśle turystycznym na podstawie reportaży szwedzkiej dziennikarki Jennie Dielemans. Zapraszam!