WRACAM PO PONAD DWÓCH LATACH MILCZENIA. W KOLEJNYCH WPISACH WYJAŚNIENIE!
Wiadomo – człowiek jest chciwy, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Widać to po różnych aferach z udziałem polityków, celebrytów i w ogóle bogaczy, którzy mają dużo, a chcą mieć jeszcze więcej. Sky is the limit. Nie nażrą się tą forsą, ale po prostu im więcej będą jej mieć, tym – jak pewnie myślą (bo nie znaczy, że to jest prawda) – poczują się lepiej.
Ciekawostka: chorobę bogaczy nazywa się affluenzą.
Myślę, że są to osoby może bogate materialnie, ale zdecydowanie ubogie duchowo i wierzę w to, że świat się zmienia, że idzie ku dobremu, że generacja Z będzie się od takiego podejścia odwracać, choćby ze względu na to, że wydaje się bardziej świadoma kryzysu klimatycznego. (Bo konsumpcja niszczy planetę). A poza tym zetek nie będzie stać na mieszkanie w Warszawie, bo robi się naprawdę drogo. Coraz mniej, my, przeciętniacy, będziemy mogli posiadać.
Co nam zostaje? Zostańmy postmaterialistami, dumnymi eksperientalistami! – przekonuje autor „Rzeczozmęczenia”.
Ale co to jest rzeczozmęczenie?
Przy każdym kolejnym otrzymywanym prezencie myślisz sobie: „o nie, znowu. Co ja z tym zrobię?”. Niepokoi Cię też liczba ciuchów w Twojej szafie.
Pójdźmy o krok dalej…
Nie pojmujesz swoim dość chłonnym umysłem, dlaczego Twoi rodzice potrzebują tylu pokoi, garderob, schowków, komórek, by pomieścić swoje rzeczy.
I jeszcze dalej…
Czy wiesz, że na jeden worek śmieci przypada 70 worków odpadów, które powstały przy produkcji rzeczorów, które masz w tym worku?
Szok? Niedowierzanie? Tak, nie tylko Ciebie niepokoi, że mamy dużo i psujemy w ten sposób planetę. My urodzeni lub dorastający już w czasach po transformacji ustrojowej dostaliśmy znacznie więcej bezpieczeństwa materialnego niż nasi rodzice i dziadkowie. Dlatego też przywiązujemy mniejszą wagę do przedmiotów materialnych niż oni. (Mam nadzieję!).
Stąd modna stała się wśród nas ekonomia współdzielenia. Na przykład nie musimy kupować płyt CD, bo korzystamy ze Spotify, nie kupujemy już materialnych książek, bo możemy je sobie subskrybować na BookBeacie. Dużo taniej, prościej i nie zagraca nam to mieszkania, na które i tak nas nie stać.
„Za dużo przedmiotów, za mało doświadczeń” – tak możemy mówić o rodzicach, ale nie o nas samych. Dziś tych doświadczeń mamy coraz więcej, bo trzeba się czymś pochwalić w social mediach. Bo prędzej pojedziesz kilka razy w roku na wakacje niż kilka razy do roku kupisz sobie samochód lub ultradrogą torebkę, czyż nie?
Zanim jednak przejdziemy do zbierania doświadczeń, omówmy jeszcze temat zbierania przedmiotów.
PRZECZYTAJ DRUGĄ CZĘŚĆ WPISU: RZECZOZMĘCZENIE – ZOSTAŃ SZCZĘŚLIWYM EKSPERIENTALISTĄ!
Dlaczego w ogóle kupujemy?
Chwila, chwila…
To fakt, że dzięki materializmowi nasi przodkowie poprawili swój byt. Ale mimo że byt jest lepszy, samopoczucie absolutnie nie. Co ciekawe, dokładnie pół wieku temu w 1974 roku Richard Easterlin dowiódł, żefakt, że więcej posiadamy, nie oznacza z automatu, że jesteśmy szczęśliwsi. Gdy się zaspokoi swoje podstawowe potrzeby, poczucie szczęścia już nie rośnie. Wyższe zarobki, jak już dojdą do pewnego poziomu, nie przekładają się na większe poczucie szczęścia. W kolejnych latach badania innych uczonych potwierdzały dokładnie to samo. Poza tym podejście materialistyczne sprawia, że odczuwamy lęk o nasz status. A chcemy oczywiście mieć coraz wyższy i manifestować go drogimi przedmiotami.
A jednak kultura konsumpcyjna stała się religią. Dlaczego? Krótka lekcja historii:
Ludzie cierpią na coraz więcej chorób psychicznych. Niektórzy łączą to z rzeczozmęczeniem. A to wszystko zaczęło się w latach powojennych od USA. Trzeba było napędzać gospodarkę kraju, a najlepiej się ją napędza tym, że im więcej wyprodukujemy, tym więcej kupimy. Takie perpetuum mobile i gospodarka się rozwija.
Po wojnie zaczęły powstawać agencje reklamowe i nakręcać ludzi do kupowania coraz więcej i więcej. Najważniejsze jest to, że właśnie w przeciwieństwie do epoki preindustrialnej zaczęły być produkowane przedmioty, które nie spełniają swoich funkcji przez długie lata, tylko muszą się psuć. A jak się psują, to kupujemy nowe i w ten sposób napędzamy gospodarkę.
Zatem w Stanach w epoce powojennej chodziło o to, żeby stworzyć pokolenia o konsumpcyjnym podejściu. Tutaj oczywiście z pomocą przychodzi moda, bo jak wymyślamy co rusz coś nowego, to wiadomo, że stare się znudzi. Moda przeminie, trzeba będzie kupić nową rzecz. I właśnie moda jest rzeczą bardzo nieekologiczną, o czym pisałam TUTAJ!
A tymczasem jeszcze ledwie ponad 100 lat temu, w 1922 roku, Henry Ford chciał, żeby człowiek, który kupi jeden z jego samochodów, nie musiał kupować już kolejnego. Kiedy gospodarka zwolniła w okolicach wojny, musiał jednak zmienić zdanie i potem sam modyfikował design auta na tyle często, żeby ludzie mogli je regularnie zmieniać.
TAK, oczywiście kapitalizm wyciągnął ludzi z biedy, tak – nakręcił gospodarki. No ale to sprawiło, że wytworzyła się kultura konsumpcyjna, która roz****** naszą planetę.
Jak podaje ta książka sprzed dekady, wydatki na konsumpcję stanowią 65% gospodarki brytyjskiej i 70% gospodarki amerykańskiej. (Ciekawe, o ile te dane zmieniły się od jej publikacji). Konsumpcja robi dobrze gospodarce. Gdyby miliony ludzi wyrzekły się materializmu, liczba miejsc pracy znacząco by więc zmalała. W Stanach, jak to mówił mój wujek, ludzie są od małego trenowani do kupowania, bo jest to takim wyrazem patriotyzmu, coś jak wywieszanie flagi narodowej, śpiewanie hymnu.
Gromadzimy jak szaleńcy. Niektórzy z nas są nimi sami…
Autor książki przywołuje badania, z których wynika, że 9 na 10 amerykańskich rodzin miało tak dużo rzeczy, że część domowego wyposażenia lądowała w garażu. W przypadku 3/4 badanych w garażu nie było już miejsca na to, co powinno się tam pierwotnie znajdować, czyli samochód.
Ciekawostka: Jeszcze inne badania dowiodły, że to kobiety bardzo przejmują się bałaganem w domu. Że śmieci trzeba wynieść, wykończyć wnętrza itd. Z tego powodu kobiety mają wyższy niż przewiduje norma poziom kortyzolu. Co ciekawe – mężczyzn to nie dotyczy…! Brudasy 😉
Ciekawostka: Bracia Collyerowie – to u nich w 1947 roku w nowojorskim domu, który miał 12 pokoi i 3 piętra, znaleziono… 120 ton przedmiotów, wśród nich znajdowały się m.in.… szczątki dwugłowego płodu. W domu mieli tyle przedmiotów, że musieli stworzyć tunel pomiędzy nimi, który umożliwiał im poruszanie się. W krajach rozwiniętych od 2 do 6% ludzi cierpi na takie zbieractwo.
Po co nam dużo przedmiotów?
W książce przywołany zostaje przykład jakieś babeczki, która się zaręczyła i była z tego powodu niezmiernie szczęśliwa. Ale jak tylko zobaczyła, że koleżanka, która też się zaręczyła, ma większy pierścionek, to już jej mina zrzedła. I to jest właśnie ekstremalnie materialistyczne podejście! Jakaś chora gra o status – jak z czasów dzieciństwa – kto ma ładniejszą łopatkę.
Sprecyzujmy: jeżeli chodzi o niefajną konsumpcję, nie chodzi w niej stricte o walory użytkowe danego przedmiotu, tylko po prostu o obnoszenie się z tym, pokazywanie, że dobra materialne są po to, żebyśmy podnieśli swój status. To jest właśnie ostentacyjna konsumpcja.
Ludzie mają mieszkania, w których trzymają pokoje TYLKO dla gości, którzy przyjeżdżają na noc parę razy do roku, o ile. Tak więc po co im aż tyle przestrzeni? Teraz są takie rozwiązania, żeby ściany były przesuwane, żeby łóżka były wysuwane ze ściany. To drogie opcje, ale zdecydowanie pozwalają posiadać mniejszą przestrzeń do mieszkania, co oznacza niższe podatki, mniejszy wkład własny przy zakupie. Suma summarum raczej nam się to opłaci.
Poza tym jeszcze jest kwestia sprzątania. Ja sama każdą sobotę spędzam 2-3 godziny, sprzątając mój dom, a ja wcale nie brudzę. Po prostu muszę odkurzyć wszystkie meble, odkurzyć i umyć podłogi, zmienić pościel.
A tymczasem mniej przedmiotów to po prostu mniej kosztów i więcej wolnego czasu. Jesteśmy szczęśliwsi, bo mniej zestresowani tym, że mamy tyle tego wszystkiego. Bo im więcej mamy rzeczy, to musimy o to dbać, płacić ubezpieczenie, za serwis, boimy się, że coś się zepsuje. Naprawdę, wierzcie mi, że jestem szczęśliwsza, jak korzystam z komputera siostry (hłe hłe), niż wtedy gdy posiadałam własnego laptopa 😉
Dlatego po co komu kilka samochodów? Jedno ubezpieczenie przecież i tak już stanowi wystarczające obciążenie. A po mieście w ogóle lepiej jeździć komunikacją miejską. Człowiek się nie stresuje spóźnieniem, gdy musi znaleźć miejsce do parkowania, nie traci na to czasu. Wszędzie się zmieścisz, gdy jedziesz… autobusem czy taksówką – podjedziesz nimi właściwie w każde miejsce.
Amerykanie konsumują 3 razy więcej niż 50 lat temu, kupują 2 razy więcej ubrań niż 20 lat temu, jak wynika ze statystyk z książki. Przeciętna Brytyjka każdego roku kupuje – uwaga – 58 sztuk odzieży. Dla mnie to jest po prostu zatrważające, bo ja sama nagromadziłam przez lata i absolutnie mam tyle tylko dlatego, że nie wyrzucam rzeczy, bo… przywiązuję się do nich, lubię ich jakość.
Rzeczozmęczenie: jak mieć mniej?
Oczywiście ładne rzeczy miło mieć, ale po co nam kilka zestawów porcelany, jak tylko jej od święta używamy? Nie mówię, że od święta, jak przychodzą goście, tylko naprawdę od święta, czyli raz do roku. To jest zagracanie przestrzeni. Można wtedy po prostu porcelanę wynająć.
Można też dogadać się z sąsiadami. Jeśli mamy wszyscy ultramałe ogródki (bo teraz wiele osób mieszka w szeregówkach), możemy kupić sobie jedną wypasioną kosiarkę na spółkę, razem ją serwisować. Może tak wyjdzie ekonomiczniej, hmm?
Był taki filozof grecki Diogenes, który w czwartym wieku przed naszą erą pozbył się całego swojego dobytku i zamieszkał w beczce na rynku w Atenach. Nie musimy być aż tak ekstremalni w swoich poczynaniach, ale możemy porobić eksperymenty, tak jak zachęca autor książki, żeby po prostu pochować wszystko do pudełek i wyjmować, kiedy będzie nam potrzebne. I powiedzmy, że po miesiącu czy po kilku sprawdzamy, co mamy w pudełkach. Jeśli nie wyjęliśmy ich przez ten czas, to znaczy, że ich nie potrzebujemy. Kiedyś śmigała po necie taka teza (już nie pamiętam, kto to powiedział, może Marie Condo), że jak jakiegoś ciucha nie założyliśmy przez rok, to raczej go już nie założymy, więc lepiej go wyrzucić.
Więcej o tym, dlaczego lepiej mieć mniej, by doświadczać więcej za miesiąc lub dwa w drugiej części wpisu!
Grafika z freepik