Zima za oknem, choć wyjątkowo w tym roku ciepła. (Przerażają mnie tak błyskawiczne zmiany klimatu. Za dziecka o tej porze roku brodziłam w śniegu, a teraz nawet noce są na plusie!). To doskonała okazja, aby poprzytulać się do poduszki, ładując się niebieskim światłem (byle nie przed snem, byle nie za długo, bo to światło postarza skórę!). No to skoro już Cię zachęciłam… tym przydługim wstępem 😉, zapoznaj się z trzema filmami na zimowy wieczór, które miło się ogląda, a i wykorzystana w nich muzyka wpada w ucho.
Kodachrome
Produkcja, którą oglądałam już 2 razy na Netfliksie i nadal pozostawia dobre wrażenie. A w niej on! Uwielbiam Jasona Sudeikisa, bo gra fajne postacie i w sposób taki niewymuszony. (Za TEN film ma moją dozgonną sympatię). Na ekranie towarzyszy mu młodsza siostra bliźniaczek Olsen – Elizabeth, i jak zwykle genialny Ed Harris. (Czemu on nie ma jeszcze Oscara na koncie, WTF?).
Fabuła w skrócie: ojciec postaci granej przez Sudeikisa wkrótce umrze na raka, a tak się składa, że tych dwóch od lat nie ma ze sobą kontaktu. Aby po raz ostatni spędzić ze sobą jakościowo czas, ojciec bierze na litość pełnego oporu syna i wymyśla, by wybrać się do innego stanu, aby wywołać klisze do aparatu, bo zaraz nie będzie już to możliwe.
Tak, analogowy świat odchodzi, tak jak ojciec Sudeikisa, który przy okazji jest kawałem niezłego dziada. Nie szczędzi przykrych słów ani synowi, ani swojej pielęgniarce. Film drogi z zabarwieniem dramatycznym, ale w sumie optymistyczny. To obraz, który miło, niespiesznie się pochłania, a muzyka, która mu towarzyszy, nie tylko przywodzi na myśl dawne lepsze czasy, ale i koi duszę.
Na topie
Uwielbiam delikatny, szepczący głos Dakoty Johnson, która gra tutaj asystentkę znanej piosenkarki. Dakota w tym obrazie to kobieta zapracowana, kobieta z marzeniami, by osiągnąć w życiu znacznie więcej, również w branży muzycznej. Czy jej chlebodawczyni i nowopoznany mężczyzna doprowadzą ją tam, dokąd chce? To nie jedyne pytanie, bo film nie zamyka się jedynie w konwencji komedii romantycznej. Jest jeszcze co najmniej jedno: jak może (czy może w ogóle) wyglądać relacja pomiędzy matką, która wybrała karierę, a odrzuconym przez nią synem? Czy jest co jeszcze ratować? Miło się to oglądało i równie miło słuchało. Fajny lajtowy obraz na leniwe niedzielne popołudnie.
Magiczne lato
Morgan Freeman to mistrz granych od niechcenia, ale z naturalnym wdziękiem ról. Jest w nich równie dobry jak w roli czarnych charakterów. Tutaj wciela się w starego niepełnosprawnego pijaka, ale – o dziwo – pełnego uroku. Podstępem zostaje sprowadzony do domu członka swojej rodziny gdzieś nad jeziorem, z dala od zgiełku miasta. Cel podstępu? Aby wreszcie skupić się na pisaniu, bo tak się składa, że nasz bohater był poczytnym pisarzem, ale z upływem lat zamienił swoją pasję na alkohol.
Nowe sąsiadki – matka z trzema córkami – stają się jego przyjaciółkami. Jedną z córek uczy nawet pisać, po czym sam wraca do swojego pisarskiego warsztatu. Postać grana przez Freemana (co za piękny rym!) strzela tutaj takimi tekstami, że ciągle śmiałam się pod nosem. Jest naprawdę świetna, a cała relacja z sąsiadkami ciekawa, warta obejrzenia. Polecam!