Zanim uraczę Cię tekstami o Hitlerze, II wojnie światowej i Zagładzie, zaserwuję lekkostrawny tekst o filmach, które mi się spodobały, a które nie są raczej szeroko znane. Poruszają one temat przyjaźni damsko-męskiej, w którą wierzę i praktykuję od lat. (To trochę zabrzmiało, jak gdybym pisała o jodze czy jakimś innym systemie filozofii dalekowschodniej). Zatem: tak, wierzę. Tylko że ja nie jestem bohaterką filmu, więc to, co o czym dalej piszę, ma się nijak do mojego życia, oczywista.
Przyjaźń damsko-męska
Przyjaźń między mężczyzną a kobietą w filmach często kończy się… miłością. Temat dość oklepany, ale nadal interesujący. Przynajmniej dla mnie. Tutaj dla fanek romansideł chyba dobrym punktem odniesienia wydaje się „Jeden dzień”. Ale nie tylko. Istnieje parę filmów, które mnie pozytywnie zaskoczyły. Nie konwencją, rzecz jasna, ale historią, dialogami, poczuciem humoru… Lubię je sobie obejrzeć w ramach powtórki z rozrywki. A co!
Zaszłam w ciążę, a on wyjechał na Ibizę
„Love, Rosie” to moje najnowsze odkrycie. Tytuł z brytyjskimi aktorami: Lily Collins oraz Samem Clafinem i z dobrymi dialogami. Przykład? „Kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży z jego dzieckiem, wyjechał na Ibizę”. Teraz, gdy to czytam, stwierdzam, że zdecydowanie lepiej brzmi to zdanie, gdy pada z ust bohaterki…
Zwiastuna tutaj nie wrzucę, bo robi tandetne wrażenie, skutecznie zniechęci do obejrzenia całego filmu. Więc go nie oglądaj, proszę. Generalnie historia wygląda następująco: dwójka przyjaciół. Ona zachodzi w ciążę z innym, on wyjeżdża do Stanów na studia, potem nawet zakochuje się w kimś tam i bierze ślub. Ona zresztą również wychodzi za mąż. Ale przecież nic nie stanie im na drodze, jeśli są sobie pisani wiecznym piórem, prawda?
PRZECZYTAJ TAKŻE: 3 dające do myślenia filmy o zdradzie [BEZ MORALIZOWANIA]
Gierki, które niszczą życie innym
Kolejny obraz to utrzymana w bajkowej konwencji „Miłość na żądanie” – swoją drogą cholernie beznadziejny tytuł. Oryginał „Jeux d’enfants”, czyli zabawy dzieci, brzmi znacznie lepiej. Oglądałam to jakieś milion razy. No, może pół miliona.
Sophie i Juliene grani przez Marion Cotillard i Guillaume Caneta rzucają sobie wyzwania – to taka ich gra od najmłodszych lat. Trwa nawet wtedy, gdy on zakłada rodzinę, a ona spotyka się z pewnym piłkarzem. Nigdy do końca nie wiadomo, czy to, co główni bohaterowie mówią, to gra (pozorów), czy prawda. Ranią siebie i przy okazji innych, ale jakie to ma znaczenie, skoro mamy tutaj bajkowy koniec, gdy zalewają się cementem, żeby połączyć się ze sobą na wieki? Piękna metafora. PS Zakochałam się w motywie muzycznym „La vie en rose” Édith Piaf… i TYM!
PRZECZYTAJ TAKŻE: 3 filmy o nastolatkach nie tylko dla nastolatków
Uzależnieni od seksu też kochają
Co się dzieje, gdy dziewczyna w akademiku dobija się do drzwi jednego chłopaka, by wreszcie stracić z nim cnotę? On ich nie otwiera. A ona głupia potem lata za nim, marnując swoje najlepsze lata na beznadziejny romans. Liczy, że może to ją wybierze na damę swojego serca, a nie tylko do towarzystwa… Niestety nie wybiera.
Na szczęście pamiętnej nocy, gdy wybranek nie otwiera drzwi, ona „staję się kobietą” dzięki innemu, ale do niego z kolei nic nie czuje. Ucieka, gdy jest już po wszystkim, a potem przypadkiem po latach wpada na niego na spotkaniu dla… uzależnionych od seksu. Tak rodzi się między nimi przyjaźń.
Mamy tu playboya, którego kobiety tak nienawidzą, że wpychają pod samochód, i laskę nieszczęśliwie zakochaną w miłości z czasów studenckich… To musi być materiał na dobraną parę. Uwielbiam inteligentne, ale tryskające dziecięcą radością postaci grane przez Trudy z „Mad Mana” i Jasona Sudeikisa… Cholernie mi imponuje główny bohater, bo docenia poprawną gramatykę dziewczyny <3. Dla mnie to byłby świetny komplement, oczywiście gdyby moja gramatyka była naprawdę ekstra… Generalnie polecam, bo to jedna z nielicznych komedii romantycznych, w której bohaterowie ze sobą naprawdę rozmawiają. Dialogi są świetne. Jaki to tytuł? „Sypiając z innymi”.