Z czym kojarzy Ci się dzieciństwo? Jeśli miałeś szczęście, z nieskrępowaną zabawą. Jeśli za nią tęsknisz – spokojnie, wcale nie musisz cierpieć na kompleks Piotrusia Pana. Chociaż mógłbyś, nie czułabym się wtedy taka osamotniona 😉 A teraz odpal ulubioną muzykę w tle (albo papierosa, skoro już musisz) i poczytaj m.in. o pożytkach płynących z… zabawy.
Te mikromomenty w życiu
Każdy ma taki magiczny czas, który chciałby przeżywać bardzo często. I nie chodzi mi o ten #mikromoment, kiedy krzyczysz jak Faust: „Trwaj, piękna chwilo!”. Choć to też uwielbiam. Miałam tak dokładnie tydzień temu, gdy siedziałam na krześle przy placyku zabaw, gdzieś w nonszalanckiej (OK – hipsterskiej) dzielnicy w Brukseli. Zza chmur akurat wyszło słońce, brakowało mi tylko kubka herbaty do pełni szczęścia. I ja głupia, zamiast siedzieć i dalej odurzać się tym mikromomentem jak ozonem po burzy, wstałam, bo „musiałam się napić herbaty”.
Jeszcze wcześniej mikro, albo raczej #minimoment przydarzył mi się dokładnie w Prima Aprilis, gdy byłam na koncercie Super Girl & Romantic Boys z genialnym supportem w postaci Demolki i Klipsów Panda. To było tak: wszystko wokół nagle przestaje istnieć, jest tylko muzyka i moje ciało, które do niej tańczy. Magia.
Jednak ten magiczny czas, o którym dziś chcę napisać (i mam nadzieję, że mi się uda, bo coś dzisiaj dryfuję – czyżby tęsknota za morzem?), obejmuje dłuższy okres, tę sielankę, do której wracam myślami, kiedy tak naprawdę było mi dobrze. Idealnie. Dla mnie ten czas to lata 90-te, czyli…
Moje genialne dzieciństwo
Ta wolność i beztroska… Własne konie (OK – należały do wujka i kolegi ojca, ale trzymali je w naszej stajni), na których jeździłam po łąkach i lasach… Ta przestrzeń, zanim nabudowało się dookoła jednorodzinnych domów – uciekinierów z Warszawy… Te zimy ze śniegiem, gdy zasypywał okoliczne rowy, w których drążyliśmy tunele, jeździliśmy na łyżwach po wylanych przydomowych lodowiskach i wywracaliśmy się z sanek podczas kuligu, gdy ojciec wziął ostry zakręt…
Tę grę w koszykówkę na podwórku pełną śmiechu, gdy nie udało nam się trafić do kosza za 3 punkty i badminton każdego letniego dnia, dopóki nas nie pocięły komary albo zaczęło zmierzchać… A gdy nadeszła era komputerów – „Sim City” w wakacje do białego rana…
Pamiętam zapach pachnącego groszku, smak porzeczek prosto z krzaka i pomidorów spod folii dziadka, ugniatanie winogron stopami na wino, które nigdy nie powstało, bo brat z siostrą nie domyli nóg po mydle…
Uwielbiałam wszystkie soboty i niedziele, gdy cała nasza trójka rano atakowała sypialnię rodziców i wciskała im się pod kołdrę, żeby poprzytulać się do mamy. (Do ojca nikt nie chciał, bo był za kościsty). A potem budowaliśmy wraz z kuzynami całe miasta z klocków Lego.
I ta wycieczka do Berlina w połowie lat 90-tych, mój pierwszy raz za granicą, gdy dostałam oczopląsu od tych wszystkich rzeczy w sklepach. Przywiozłam stamtąd papirus i pastele.
Zabawa na całego to całkiem dobra rzecz…
Życie zaczynamy od zabawy, jak mówi Katarzyna Miller, psychoterapeutka. Ale z czasem mamy jej w życiu coraz mniej. Wraz z dorosłością przychodzi zderzenie z rzeczywistością, które kończy się czymś gorszym niż wielka śliwka pod okiem. To jak utrata wiary w Świętego Mikołaja: świat przestaje być tak magiczny jak dawniej. Dostajemy dorosłość, ale w zamian zabiera nam się magię. Róbmy więc wszystko, by trwała ona jak najdłużej, pozwalajmy jej jak najczęściej wkradać się w nasze już dorosłe życie.
Największą radość sprawia nam to, do czego nie jesteśmy zmuszani. Za co nam nie płacą – mówi Miller. To, co robimy bez celu, z ciekawości, dla samej przyjemności – uważa Stuart Brown, psychiatra. Czyli co? Oczywiście zabawa!
Steve Feltham od 25 lat poszukuje potwora z Loch Ness. Robi to, bo to lubi, bo… to jego marzenie z dzieciństwa. Rzucił przynoszącą dobre pieniądze pracę, a także ukochaną dziewczynę, aby odnaleźć Nessie.
Nie każdy ma oczywiście odwagę czy ochotę żyć jak Steve. On wkręcił się do reszty. Ale z pewnością każdemu przyda się odrobina zabawy. Jak jednak znaleźć na nią czas w zapełnionym harmonogramie: praca, dom, dzieci…?
W USA organizuje się obozy dla dorosłych. W domu zostawiają smartfony, laptopy i problemy, by podczas kilku dni oddawać się nieskrępowanej zabawie niczym zakochana dziewica miłości życia. Oczywiście nie mam na myśli zabaw dla dorosłych, ale spanie w namiotach, przeciąganie liny, podchody, lepienie z gliny czy wojny na poduszki. Ci, co nie mają czasu, mogą wybrać się do weekendowego przedszkola, gdzie mają zagwarantowane – jakżeby inaczej – poobiednie drzemki.
Hej, a czym niby jest karnawał, jeśli nie tym krótkim okresem zabawy dla dorosłych? Albo Dzień Patryka, gdy można się bez żenady schlać? Tłusty Czwartek, gdy bez skrępowania obżeramy się pączkami? I ten weekend, w którym zostajesz słomianym wdowcem i umawiasz się z kolegą na całonocne nap********** na konsoli? To właśnie te wyrwy w dorosłym, poważnym życiu, kiedy możesz zatracić się bez obaw o oceniające spojrzenia z boku.
Przeciwieństwem zabawy wcale nie jest praca!
Dlaczego tak ważną rolę odgrywa ta nieskrępowana atmosfera zabawy z dzieciństwa? Oczywiście tu nie chodzi tylko o tak dobre wspomnienia jak moje, o ten raj utracony, do którego wracamy myślami.
Nawet z badań przeprowadzonych w Michigan niemal 20 lat temu wynika, że dzieci, które swobodnie bawiły się w dzieciństwie, a nie znajdowały pod ścisłą kontrolą dorosłych, znacznie rzadziej popełniały przestępstwa w życiu dorosłym niż ich rówieśnicy, którym rodzice nakazywali i zakazywali, zamiast dawać im oddech i czas na zabawę. Zanim więc zagonisz swoje dziecko na pierdyliard dodatkowych zajęć każdego dnia – od nauki chińskiego po lekcje fortepianu – zastanów się, czy najcenniejsze rzeczy naprawdę kupuje się za pieniądze…
I jeszcze jedna rzecz. Stuart Brown twierdzi, że przeciwieństwem zabawy nie jest praca, ale… depresja, więc idź i baw się! Sztywni(acy) kończą w grobie.
PS To mnie nastraja na zabawę (niekoniecznie jak z podręcznika dla pensjonarek 😉 ) -> Hannah Horvath i jej ekschłopak gej z „Dziewczyn”:
Bardzo fajny post 😀 Nawet mając tylko 19 lat łapię się na tym, że chcę zachowywać się jakbym normalnie pracowała od 30 lat na etacie w korporacji. Chcę rozmawiać z przyjaciółmi poważnie o naszym życiu i najwyżej wypić piwo w pubie, ale bez szaleństw, rozmawiając. A przecież najlepiej nadal się czuję, gdy mogę się zwyczajnie pobawić, powalczyć na miecze, pograć w gry (też planszówki), ba- kolorować coś, powycinać, pomalować. Gdy nie robię nic z tych rzeczy przez dłuższy czas autentycznie się źle czuję D:
dziękuję. nie ma się co spieszyć do dorosłości. i tak nadejdzie. poza tym jest przereklamowana. a dziecięcą ciekawość i radość z prostych rzeczy trzeba pielęgnować. z takimi osobami lepiej się współżyje – nigdy nie jest nudno! PS jak nadarzy się okazja zrobić coś szalonego / dziecinnego, nie ma co sobie żałować, zawsze będzie się miało co wspominać po latach 😉 oczywiście zawsze mając na uwadze konsekwencje. rozsądek też się przydaje – w końcu jesteśmy dorośli 😉
dziękuję. nie ma się co spieszyć do dorosłości. i tak nadejdzie. poza tym jest przereklamowana. a dziecięcą ciekawość i radość z prostych rzeczy trzeba pielęgnować. z takimi osobami lepiej się współżyje – nigdy nie jest nudno! PS jak nadarzy się okazja zrobić coś szalonego / dziecinnego, nie ma co sobie żałować, zawsze będzie się miało co wspominać po latach 😉