Miliarder, filantrop, człowiek z wizją. Wiecznie uśmiechnięty mentalny hipis, który woli sweter od garnituru. Przyjaciel lady Diany, Nelsona Mandeli i jordańskie królowej Noor. Kto to? Richard Branson, o którym kreślę parę słów pod wpływem przeczytania jego autobiografii „Kroki w nieznane”.
Wpis ze specjalną dedykacją dla Bronxa, która pożyczyła mi tę książkę, i o Richardzie Bransonie wyraża się pieszczotliwe „Rysio” 🙂 . Btw – inna moja koleżanka tak kocha twórczość Polańskiego, że też mówi zawsze o nim, używające wyłącznie jego imienia: „A bo Roman…” 😉
W jego domu wszyscy się wspierali
Richard Branson jest tak szalenie interesującą osobą, że zastanawiałam się, z której strony ugryźć jego autobiografię. Podjęłam decyzję, że będzie chronologicznie. A zatem…
W jakim klimacie dorastał młody Branson? W jego domu wszyscy się kochali i wspierali, a zdanie dzieci liczyło się tak samo jak dorosłych. Rodzice dawali mu dużo wolności, obdarzali zaufaniem i stawiali mnóstwo wyzwań. Przykład? Pewnego dnia, gdy Rick miał cztery lata, jego matka wysadziła go z samochodu i kazała samodzielnie znaleźć drogę do domu… Chciała, by nauczył się samodzielności. Wyobrażasz sobie takie podejście rodziców w dzisiejszych czasach? Nie ma opcji! Ale może właśnie dzięki temu Branson wyrósł na samodzielnego człowieka, który może liczyć na siebie.
Branson nigdy nie był orłem. Ale był dzieciakiem, które wierzyło, że da radę. Gdy już dorósł i zaczął zabierać się za jakiś biznes, nawet nie myślał o pieniądzach. Zawsze chodziło o frajdę. Moim zdaniem „cierpiał” (i nadal cierpi) na swego rodzaju intelektualne ADHD – ciągle musiał (musi) mieć czymś zajętą głowę. Nie lubi tracić kontroli, dlatego nigdy nie przeginał z używkami, nawet w czasach swingującego Londynu, gdy mieszkał na hipisowskiej kupie.
Więcej o samokontroli przeczytasz TUTAJ
Virgin, czyli biznes, który jest powodem do dumy i zabawy
Richard Branson, jako nastolatek, zaczął od wydawania gazety „Student”. Tak mówił o niej: „Jeśli wydajesz gazetę, starasz się stworzyć coś, co jest oryginalne, co wyróżnia się w tłumie, coś, co będzie trwałe i pożyteczne. Coś, z czego będziesz mógł być dumny. Taka od zawsze była moja filozofia biznesu”.
Potem, zauważając, że jego rówieśnicy najchętniej między sobą rozmawiają o muzyce i – mimo ograniczonego budżetu – nie żałują sobie na nią zielonych (tak pięknych jak kolor Twoich oczu 😉 ), zaczyna przyglądać się wielkim sklepom z muzyką.
„W 1971 roku monopolistami na rynku detalicznej sprzedaży były sklepy WH Smith i John Menzies – w obu było tak samo nudno, zwyczajnie i sztywno. Stoiska z płytami mieściły się zazwyczaj na parterze; obsługiwali je ubrani w sprane brązowe albo niebieskie uniformy pracownicy, sprawiający wrażenie całkowicie niezainteresowanych muzyką. Klienci wchodzili, zdejmowali płyty z półek, płacili za nie i po dziesięciu minutach nie było po nich śladu. Sklepy te były nieprzyjazne, obsługa w nich – mało życzliwa, zaś ceny – wysokie. Mimo że rock był muzyką bardzo ekscytującą, to w sklepach, które sprzedawały rockowe nagrania, nie czuło się odrobiny ekscytacji, nawet cienia zainteresowania tym gatunkiem”– pisze w swojej autobiografii Branson. Nietrudno się domyśleć, że sam wkrótce otworzył takie sklepy, od których to zaczęła się przygoda na całe życie z marką Virgin.
Hmmm… co do nazwy Virgin… Zastanawiałaś/eś się, skąd taki pomysł? Gdy młody Branson mieszkał na kupie i wspólnie zastanawiano się nad nazwą sklepu, ktoś rzucił, że w tym towarzystwie dawno nie ma żadnej dziewicy, więc może niech chociaż firma tak się nazywa… Ktoś kiedyś zapytał Bransona, czy nazwa jego marki nie pochodzi przypadkiem od Wysp Dziewiczych. Ten, gdy tylko się o nich dowiedział, kupił wyspę Necker, a potem Moskito należące do tego archipelagu!
Potem, po muzyce – sklepach i studiach nagraniowych – Richard Branson wystartował z linią lotniczą. W samolotach linii Virgin można było oddać się masażowi, a fotele były niesamowicie wygodne, nie to co u konkurencji… Gdy miliarder wybierał się na lot balonem, by przypadkiem nie zasnąć, zainstalował w nim niewygodne sztywne fotele z samolotów British Airways…
BA go nienawidziło. Przez lata toczyło nieuczciwą walkę z liniami Bransona. Przychwytywali klientów Virgin, dzwoniąc do nich, że niby ich lot został odwołany, w zamian proponując lot oczywiście liniami BA. I tym podobne zagrywki. Branson nie miał nic przeciwko konkurencji, ale uczciwej. Dlatego nie dał sobie w kaszę dmuchać. Walka ostatecznie skończyła się przyznaniem BA do winy.
Poniżej kilka inspirujących cytatów z Bransona 🙂
Kariera milionera czy przestępcy?
Jeszcze będąc w szkole, Richard Branson usłyszał od jednego z nauczycieli, że albo zostanie kryminalistą, albo milionerem. Cóż, niewiele się pomylił…
Na początku historii z Virgin Branson szmuglował płyty z Belgii do Wielkiej Brytanii, omijając opłatę cła. Gdy został nakryty, jego rodzice – jak zwykle – wykazali się zrozumieniem, na dodatek oferując swój dom pod zastaw, aby Richard mógł spłacić dług wobec państwa. Rany, co za starzy! Dla niego to był porządny kop, cenna lekcja, najcenniejsza, jaka mu się przytrafiła w życiu, jak pisze w swojej autobiografii. Zabolało go to, że zawiódł swoją rodzinę.
„Rodzice zawsze wbijali mi do głowy, że wszystkim, co masz w życiu, jest twoja reputacja: możesz być bogaty, ale jeśli stracisz swe dobre imię, nigdy już nie będziesz szczęśliwy, zawsze gdzieś w głębi duszy będziesz czuł, że ludzie ci nie ufają”. Na szczęście Branson dogadał się z urzędem. Gdyby nie spłacił długu w ciągu kilku (nie pamiętam dokładnie ilu) lat, zapisałby się w historii jako osoba z kryminalną przeszłością, a taka z pewnością nie dostałaby zgody na założenie linii lotniczych….
Miliarder zakochany bez pamięci
Branson jest nie tylko genialnym wizjonerem, który za każdym razem wyprzedzał konkurencję o krok… milowy, można by dodać. To także wspaniały ojciec i mąż. Dlatego tu będzie odrobina smaczków z życia prywatnego Bransona. Gdy poznał Joan – swoją obecną żonę – była jeszcze mężatką, on zresztą też był żonaty. Ale nic nie stanie na drodze prawdziwej miłości! Chodził do sklepu, w którym Joan sprzedawała starocie, i kupował tam całą masę zbędnych rzeczy, byle tylko ją zobaczyć. Ponieważ jego młodość przypadła na lata swingującego Londynu, raz Joan nakryła go w łóżku z inną. Tak, schrzanił sytuację, ale wiedział, że to Joan jest tą, z którą chce spędzić życie. I tak się stało. Zakochał się w jej bezpośredniości i prostolinijności, które już jej tak zostały, mimo że z biegiem lat stała się żoną miliardera. Pewnie dlatego dalej są razem, bo im palma nie odbiła.
Richard Branson: filantrop pełną gębą
Branson z biegiem lat zaczął coraz bardziej interesować się problemami trawiącymi nasz świat. Obecnie połowę swojego czasu poświęca na kwestie środowiskowe i społeczne. Walczy z globalnym ociepleniem, chorobami takimi jak AIDS. W swojej książce wyliczył nawet, ile problemów można było na świecie rozwiązać, gdyby pieniądze, które poszły na wojnę w Iraku, trafiłyby na co innego, mianowicie na edukację, podniesienie opieki zdrowotnej, zapełnienie pustych brzuszków, dostęp do czystej wody i urządzeń sanitarnych oraz walkę z AIDS.
Jego statek kosmiczny czy pociągi konstruowane są w oparciu o najnowocześniejsze i najprzyjaźniejsze środowisku technologie. Przy okazji są do bólu bezpieczne, jakkolwiek dziwnie brzmi połączenie tych słów 😉 . Branson pracuje nad tym, by jego statki powietrzne były zasilane biopaliwami. Zachwala pył księżycowy – jeden statek może przywieźć ze sobą tyle pyłu, by USA przez cały rok były zaopatrzone w energię! Jego elementem jest tajemniczy Hel-3…
Z autobiografii Richarda Bransona dowiedziałam się, co nam daje podbój kosmosu. Zawsze myślałam, że po co nam kosmos, najpierw powinniśmy zająć się problemami na Ziemi – wojnami, chorobami i głodem. A jednak Branson ma rację, pisząc, że to dzięki wznoszeniu się ponad naszą planetę wiemy, że panujący klimat ulega złym zmianom. A dzięki satelitom możliwe są długoterminowe prognozy dla rolników. Ta wiedza wystarcza im, by siać i zbierać w odpowiednim terminie. Dzięki temu produktywność pracy rolników wzrosła o 15% .
Trzymam kciuki za przedsięwzięcia Bransona. To jest gość!